Obligatoryjne mediacje – czy diabeł taki straszny, jak go malują?
Coraz częściej można przeczytać, że „Ministerstwo Sprawiedliwości chce zmusić skonfliktowanych małżonków do mediacji przed rozprawą rozwodową”. Wiem, że to ryzykowne, aby się wypowiadać na ten temat, przy tych emocjach i przy tak skrajnie niedopracowanych i często szczątkowych informacjach, ale jednak chciałbym powiedzieć kilka słów w tej materii.
„Ministerstwo Sprawiedliwości chce zmusić skonfliktowanych małżonków do mediacji przed rozprawą rozwodową” – straszy Gazeta Prawna
W 1981 roku przymusowe mediacje zostały wprowadzone w sprawach dotyczących opieki nad dziećmi i kontaktów z dziećmi w stanie Kalifornia, USA. Miało to na celu zachęcenie rodziców do wspólnego opiekowania się dziećmi, podejmowania wspólnych decyzji w sprawie ich przyszłości i dla ich dobra. Naturalnie budziło to wiele negatywnych emocji. W końcu może wydawać się to dość nielogiczne, by mediacja, jako postępowanie dobrowolne zostanie niejako włączona w część obligatoryjnego postępowania. Pomimo tych oporów obligatoryjne mediacje w tych sprawach pozostały.
Stan Ontario poszedł nawet dalej – w 1999 roku wprowadził przepisami „Rules 24.1 and 75.1 of the Ontario Rules of Civil Procedure” obligatoryjne mediacje we wszystkich nierodzinnych sprawach cywilnych.
Przymus przymusowi nierówny
Przymusowa mediacja – a przymusowe kierowanie na mediację. Są to dwie różne rzeczy, gdyż nawet po skierowaniu takiej sprawy na mediację strony będą miały możliwość nieprzystąpienia do takowej. Wiele osób podnosi, że przecież to będą obligatoryjne mediacje – tak, ale na ten moment wynika to tylko z przecieków prasowych, deklaracji Ministerstwa Sprawiedliwości, podczas gdy brak jest nawet projektu regulacji w tej materii. Wiadomą kwestią jest, że nie wszyscy pracownicy MS posługują się językiem prawniczym, o języku prawnym nawet nie wspomnę. A jeżeli nie ma nawet projektu, to nie ma powodu do tworzenia negatywnej atmosfery wokół pewnej idei. Warto rozmawiać, ale czy warto demonizować nie znając szczegółów? Moim zdaniem warto poczekać, być może tym razem „racjonalny ustawodawca” nas pozytywnie zaskoczy.
Czy naprawdę rozwodnicy spędzą miesiąc z mediatorem?
Nieprawdą jest informacja zawarta w pierwszym wskazanym w odnośniku artykule, że obligatoryjne mediacje mają trwać co najmniej miesiąc – mają być wyznaczane na minimalnie ten okres, ale może się skończyć wcześniej, jeżeli strony tak postanowią. Tak jest z dotychczasowymi mediacjami – sądy mogą wyznaczyć termin na przeprowadzenie mediacji do trzech miesięcy (a później na wniosek stron ewentualnie go przedłużać), ale to nie znaczy, że strony mediacji muszą mediować trzy miesiące. Czasem udaje się zawszeć ugodę w pierwszym tygodniu, a czasem strony stwierdzają, że dalsze rozmowy są bezcelowe w drugim miesiącu – to zależy od osób zaangażowanych w spór.
Mediacja a rozwód cz. 1 – wina w rozpadzie pożycia małżeńskiego
Ekspresowe rozwody?
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną istotną kwestię. Chyba każdy z nas zna, chociażby z opowieści, historie ludzi, którzy rozwodzą się latami i w nieskończoność kłócą się w sądzie o przysłowiową złotówkę. Przenosząc spór z sali sądowej na spotkanie z mediatorem, nierzadko łatwiej stronom ze sobą rozmawiać i bez otoczki srogości i powagi, którą niejako niesie za sobą każde wejście do budynku wymiaru sprawiedliwości, przygotować grunt pod wyrok rozwodowy. Zarówno w kwestii podziału majątku, małoletnich dzieci, czy alimentów. „Porozumienie rozwodowe” wypracowane pod okiem mediatora sprawia, że Sąd ma w zasadzie przygotowaną kluczową treść wyroku rozwodowego. W tym momencie wielogodzinne wywlekanie „brudów” i „haków” przestaje mieć znaczenie, dzięki czemu postępowanie rozwodowe może ulec znacznemu skróceniu.
Mediacja + magia = brak rozwodu
Naiwnością wydaje się też założenie MS, że mediacja ma na celu pogodzenie zwaśnionych małżonków – mediacja ma pomóc w rozwiązywaniu sporów, w możliwie najmniej bolesny sposób, a w tym przypadku w 95% będzie to ułatwienie małżonkom rozwodu. Idąc dalej – w materii często budzącej oburzenie – kwestie przemocy w rodzinie – pomijając, że można się nie zgodzić na mediację, można też działać przez pełnomocnika, bez osobistego stawiennictwa, to być może MS wykaże się pewnym… rozsądkiem i wprowadzi odpowiednie wyłączenia do tych przepisów. Ale czasem i w takich przypadkach mediacja ma swoje pozytywne konsekwencje – pozwala uniknąć wtórnej wiktymizacji, niepotrzebnego wywlekania pewnych spraw, co niewątpliwie może stanowić bolesny problem dla osób tą przemocą pokrzywdzonych.
Czy warto spróbować?
Pamiętajmy, że możemy się wspierać doświadczeniami innych krajów, zapożyczać pewne rozwiązania i modyfikować je na miarę własnych potrzeb. Bo mimo użyteczności tego typu rozwiązania, niesie ono ze sobą pewne potencjalne wątpliwości. Czasem może być to sumaryczne podniesienie kosztów postępowania – bo przecież nie we wszystkich sprawach rozwodowych da się dojść do ugody, a zatem nie zawsze dojdzie do pełnego zwrotu opłaty sądowej. Mogą spaść ogólne statystyki dla „zawieralności” ugód. Tak, to są pewne zagrożenia. Ale czy tak być musi? To zależy od ustawodawcy, mediatorów i przede wszystkim… od społeczeństwa.
Proszę Państwa o jedno – nie wyciągajmy pochopnych wniosków, nie odrzucajmy przydatnej instytucji. Rozmawiajmy i postarajmy się mieć wpływ na ostateczny kształt tych regulacji.
Ten artykuł powstał dzięki współpracy z panią mediator Olimpią Kosiak, której serdecznie dziękuję za jej wkład – zarówno merytoryczny, jak i pod względem korekty językowej.
- http://wyborcza.pl/7,97654,23321347,mediowanie-pod-przymusem-rozwody-po-nowemu-informator.html
- http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/1105577,obowiazkowe-mediacje-przed-rozwodem.html
- https://www.mediate.com/articles/WinestoneJ4.cfm
Jesteś w konflikcie? Poszukujesz pomocy ze swoim sporem? Skontaktuj się z mediatorem. Zapraszamy do kontaktu telefonicznego od poniedziałku do piątku, w godzinach od 10 do 17 (691 499 250), tudzież całodobowo do kontaktu mailowego (mediacje.gierczak@wp.pl).